Kilka uwag do książki Petera Handberga: ”Najbardziej skrajne punkty na ziemi”

W 1924 r. niemiecko-żydowski pisarz Alfred Döblin udał się do południowo-wschodniej Polski i odwiedził takie miasta jak Lublin i Lwów. Zastał tam bogate żydowskie życie, które jednak było mu obce. Świat żydowski, który Döblin przedstawił w swojej książce dziennikarskiej ”Podróż po Polsce” , Niemcy zniszczyli, po ataku na II RP w 1939 roku.

Wiele dekad później, autor Peter Handberg podróżuje śladami Döblina i, z oczywistych powodów, napotka już tylko na resztki żydowskiego istnienia. Dlatego Handberg jest zmuszony zrekonstruować ten zniszczony świat przez Niemców, za pomocą nie tylko literatury i dokumentów, ale przede wszystkim przez wywiady z świadkami (Polakami i Ukraińcami) którzy widzieli jak Żydzi ginęli w czasie wojny, i przez własne wędrówki przez dawne getta, dzielnice żydowskie, zniszczone cmentarze, miejsca egzekucji, miejsca przeładunku (umschlagplatz) i inne. Handberg spotyka także ludzi, którzy w ten czy inny sposób starają się pielęgnować i chronić ślady żydowskie, ale także próbują ożywić kulturę żydowską. Innymi słowy, książka jest przede wszystkim podróżą śladami Holokaustu, zarówno duchową, jak i fizyczną.

Handberg miesza w ksiązce rozmowy i wywiady z historycznymi retrospekcjami, opisy środowiskowe i własne obserwacje, a także ze swoich obserwacji wyciąga wnioski. Moim zadaniem nie jest komentowanie wyborów perspektywy, podtekstów, myśli ani sposobu, w jaki autor je interpretuje. Jedną rzeczą, która mnie uderzyła, kiedy skończyłem czytać książkę, jest to, że czytelnik może odnieść wrażenie, że stosunek Polaków do strasznego losu Żydów lub ich pamięć o Holokauście są sprawami nieprzetworzonymi, pomniejszonymi i kłopotliwymi w dzisiejszej Polsce.

Polska świadomość historyczna i polska kultura pamięci można oczywiście problematyzować, ale w istocie Holokaust nie ma peryferyjnego miejsca ani w polskiej debacie publicznej, ani w kulturze pamięci. Z pewnością różni się na przykład od francuskiego, niemieckiego lub szwedzkiego.

Nie chcę się w to zagłębiać, ale pragnę przypomnieć o muzeum Polin w Warszawie, opawiadającym o długiej historii Polskich Żydów. Ta instytucja kultury została otwarta w 2014 roku. Oczekuje się, że kolejne ważne muzeum zostanie zainaugurowane w 2023 roku; muzeum Getta Warszawskiego.

Jedno trzeba zaznaczyć, Europa Zachodnia prowadzi otwartą dyskusję o Zagładzie od 1945 r. Możliwośc dyskursu o tym, dotarła do Europy Środkowej i Wschodniej dopiero po 1989 r. Niewątpliwie Polska była i jest przykładem w w tej części Europy, jeśli chodzi o badania i debatę społeczną na temat Holokaustu oraz reakcji i działań polskiej ludności. Od dwadziestu lat, na ten temat Polacy mówią w sposób otwarty i odważny. Powstało w tym czasie wiele artykułów, książek naukowych i popularnonaukowych, seminariów, konferencji, wykładów. Odbywały się dyskujse panelowe, wyprodukowano programy telewizyjne, filmy dokumentalne, dramaty teatralne i filmy fabularne.

Istnieją jednak trzy stwierdzenia w książce, które chcę skomentować. Mój wybór wynika częściowo z faktu, że są to sprawy które były poruszone w szwedzkiej debacie na temat polskiej polityki historycznej, a częściowo chcę również pokazac jakie znaczenie ma dokładność.

Po pierwsze, Handberg opowiada o rozmowie z historykiem, który wspomina, że w czasie wojny Polacy mogli zamordować nawet 200 000 Żydów. Na innej stronie autor zastanawia się, czy w tej liczbie powinny być zawarte denuncjacje, bo donos zawsze prowadził do śmierci żydowskiej ofiary. Ta liczba żydowskich ofiar z polskich rąk jest założeniem pochodzącym od nieżyjącego już polsko-żydowskiego historyka Szymona Datnera, który był dyrektorem Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie pod koniec lat 60-tych. Ale Datner nigdy nie twierdził ze Polacy sami zabili tyle Żydów. Badania w Polsce z ostatnich lat nie potwierdziły tak wysokiej liczby.

W 2018 r. Centrum Badań nad Zagładą Żydów w Warszawie zakończyło trwający od kilku lat projekt badawczy. Wyniki badań, zostały przedstawione w książce, ”Dalej jest noc”, części I i II. W ”Dalej jest noc” badane są strategie przetrwania Żydów w dziewięciu wybranych powiatach Generalnego Gubernatorstwa. Liczba 200 000 nie pojawia się we wstępie do książki, ponieważ nie została zweryfikowana. Jednym z badaczy, który dystansuje się od tej liczby ofiar, jest profesor Dariusz Libionka (kierownik działu naukowego Państwowego Muzeum na Majdanku).

W wywiadzie dla czasopisma Do Rzeczy w 2018 r. profesor zastanawia się również, dlaczego w tym kontekście mówi się wyłącznie o polskich sprawcach, a nie o Białorusinach, Ukraińcach i folksdojczach mieszkających w granicach Generalnego Gubernatorstwa. ”Dalej jest noc” pokazuje między innymi, że ludność ukraińska i białoruska w byłych wschodnich regionach Polski była bardziej niebezpieczna dla uciekinierów żydowskich niż Polacy.

Badanie pokazują, że liczba Żydów, którzy zostali zamordowani bezpośrednio lub pośrednio przez miejscową ludność (Polaków, Białorusinów, Ukraińców), wynosi od 6 000 do 7 000. To także jest obliczenie, ale bardziej rzetelne niż poprzednie założenia, które prawdopodobnie wzrośnie w miarę przeprowadzania więcej mikro studiów. Jednak liczby 200 000 nie należy używać w tych kontekstach.

Czy takie ćwiczenia z liczbami są istotne? W końcu istnieje różnica między 20 000 a 200 000 ofiar, chociaż nie można ocenić straty każdej zamordowanej osoby. W dyskusjach o winie uzasadnione jest, aby zakres donosów i morderstw określić ilościowo za pomocą liczb, a sprawców podzielić na kategorie etniczne. Ci, którzy uważają, że tego rodzaju wyjaśnienia mają na celu zmniejszenie polskiej winy, mogą zastanawiać się, dlaczego tak ważne jest precyzyjnie wskazać Polaków, a nie innych, jako sprawców.

Po drugie, Handberg zadziwia się obojętnością polskich partyzantów wobec losów Żydów i zastanawia się, dlaczego nie zakłócali transportów do obozów zagłady. Autor nie precyzuje, o jakich partyzantów chodzi. Zakładam, że ma na myśli głównie Armię Krajową. Niezależnie od tego, aby sformułować wiarygodny osąd, należy najpierw przeprowadzić głębszą analizę i wziąć pod uwagę kilka aspektów.

Na przykład należałoby się dowiedzieć, co konkretnie dowództwo Armii Krajowej wiedziało o tych obozach zagłady i kiedy miało tego świadomość. Następnie trzeba zrozumieć, że wiedza i zrozumienie to dwa różne stany mentalne. Trzeba będzie również zapoznać się z organizacją poszczególnych oddziałów Armii Krajowej i w jakich warunkach prowadziły one różnego rodzaju działania. Należy wziąć również pod uwagę ówczesne realia okupacji niemieckiej w okupowanej Polsce.

Każda operacja przeprowadzona przez ruch oporu nieuchronnie prowadziła do represji wobec ludności cywilnej ze strony Niemców. Wreszcie, dwie kwestie, z którymi codziennie borykali się szefowie w Armii Krajowej, to próba ustalenia, jakie rodzaje akcje dawały najlepszy militarny rezultat i jak oszczędzić ludność cywilną przed niemieckimi ekspedycjami karnymi.

Mogę podać konkretny przykład. Jedna z większych akcji Armii Krajowej przeciwko sieci kolejowej wokół Warszawy miała miejsce w nocy między 7 a 8 listopada 1942 r. Była to akcja zaplanowana i ćwiczona przez miesiące. Tej nocy około czterdziestu specjalnie wyszkolonych żołnierzy zdołało zniszczyć szyny i lokomotywy wokół Warszawy. W rezultacie niemieckie transporty przez miasto i dalej na wschód został sparaliżowany przez kilka godzin. Wszystkie szyny i inne uszkodzone instalacje udało się Niemców naprawić w ciągu jedenastu godzin. Aby oszczędzić polskich cywilów przed niemieckimi karami, polscy żołnierze podłożyli radziecki sprzęt na terenach ataku. W związku z tym mieli nadzieję, że Niemcy pomyślą, że partyzanci sowieccy stoją za działaniami sabotażowymi. To oszustwo nie powiodło się i według rutyny cywili zostali ukarani przez Niemców. Kilka dni po akcji, w Puszczy Kampinowskiej zastrzelono ponad czterdziestu Polaków, a pięćdziesięciu powieszono na pięciu rozmieszczonych w mieście szubienicach.

Czyli: stosunek do Żydów nie był całkowicie empatyczny na wszystkich szczeblach Armii Krajowej, ale nie ma podstaw dla obwiniającego wniosku, że dowództwo wstrzymało się od akcji sabotażowych przeciwko kolejom, które transportowały Żydów do obozów zagłady, z powodu obojętności na ich los. Sytuacja była jednak taka, że każde działanie zostało ocenione według kilku różnych parametrów. We wszystkich organizacjach wojskowych ustalono priorytety i pod tym względem Armia Krajowa nie była wyjątkiem.

Po trzecie, Handberg cytuje kobietę pochodzenia żydowskiego, która przeżyła masowy mord Żydów w Józefowie. Masowe rozstrzelanie przeprowadził Niemiecki batalion policji rezerwowej 101. Według cytowanej kobiety Polacy pomagali Niemcom podczas tej akcji. Autor poddaje cytat bez żadnych dodatków. Bez wątpliwości znajdowali się tam Polacy, którzy pomagali niemieckiemu okupantowi. Prawdą jest również to, że wśród miejscowej ludności byli również ci, którzy ostrzegali lub ukrywali Żydów w Józefowie podczas tej masakry.

Ostatnia moja refleksja dotyczy wyboru Handberga obranie Polski za początek podróży śladami Zagłady, a nie Niemczech, a dokładniej Berlina, gdzie mieszkał Alfred Döblin. Okupowana przez Niemców Polska była zmuszona odegrać rolę epicentrum Zagłady, zarówno pod względem geograficznym, jak i pod względem liczby zamordowanych Żydów.

Polska była miejscem, gdzie nazistowskie decyzji dotyczącej fizycznej eksterminacji Żydów Europy przeistoczyły się w konkretne i praktyczne działania. Obozy zagłady, które Niemcy budowali na okupowanej ziemi polskiej, były punktem końcowym ideologicznego i psychologicznego procesu, który doprowadził do podjęcia konkretnych decyzji w Berlinie.

Podzielam opinię z izraelskim prawnikiem i wielokrotnie nagradzanym pisarzem Yishai Saridem, który uważa, że każda podróż śladami Holokaustu powinna rozpocząć się w Niemczech, a nie w Polsce. Ma to przeciwdziałać zniekształconemu obrazowi tego, kto inicjował, planował, przeznaczał środki i dokonywał eksterminacji milionów Żydów.

Być może taka podróż powinna rozpocząć się w niemieckim budynku parlamentu w Berlinie i dalej iść przez Muzeum Topographie des Terrors, które dokumentuje zbrodnie nazizmu, albo willę w Wannsee, w której znajduje się wystawa z konferencji w Wannsee 1942, i jej znaczenie dla realizacji przez nazistów „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. ”.

Na tym tle wizyta w obozach koncentracyjnych Auschwitz I i II lub w miejscu pamięci w Bełżcu dałaby ogólny obraz łańcucha, od decyzji do egzekucji.

Pomocnik przy tłumaczeniu: Przemek Gołyński.
Dziękuje!